poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Lekcja historii

     - Aloma - zaczęła dziewczyna - to jest mój najlepszy przyjaciel Terry. Terry, to jest siostra Alistiara, o której nam wczoraj opowiadał.
      Chłopak przyjrzał mi się uważnie. Patrząc na jego wyraz twarzy pożałowałam, że ubrałam swoje czerwone, kraciaste spodnie i czarny top z białą koszulą Alistiara. Poczułam, jak na policzkach zawitały mi rumieńce. Spuściłam wzrok na podłogę i dostrzegłam swoje poobdzierane trampki. "No pięknie!" - pomyślałam. Zaraz usłyszę komentarz, który pewnie nie przypadnie mi do gustu. Ciekawe co mój brat im o mnie naopowiadał...
     - Eee... - usłyszałam nagle. - Wcale nie wyglądasz na taką, co to lubi się stroić - powiedział chłopak.
     - Słucham? - wybełkotałam, wytrzeszczając na niego oczy. - Alistiar powiedział, że wyglądam na strojnisię?
     - No tak. Powiedział jeszcze, że... uch! - jęknął, po tym jak dostał kuksańca w bok od błękitnowłosej, która przypomniała mu, że powinien trzymać gębę na kłódkę.
     Zaczęłam chichotać. Nie przejmowałam się tym, że towarzysze nie rozumieją mojej reakcji. Mogą sobie patrzeć jak na wariatkę. Wystarczy mi świadomość, że brat śmiałby się teraz razem ze mną, ponieważ domyśliłam się, iż powiedział o moim negatywnym nastawieniu do walki. Zapewne sugerował przy tym, że jestem słaba. Otóż... gówno prawda!
     - Przepraszam - wyszeptałam, znów się rumieniąc. - Annelise, gdzie jest toaleta? - zapytałam.
     - Idź w tamtą stronę. Drzwi są po lewej. Nie powinnaś przegapić - odpowiedziała z uroczym uśmiechem.
     Ruszyłam we wskazanym kierunku. Rzeczywiście, wejścia do toalety nie dało się przegapić. Wystarczający był fakt, że drzwi do toalet były białe a do klas brązowe.
     Wychodząc zastanawiałam się czy Annelise będzie na mnie czekać tam, gdzie ją opuściłam. Poprawiłam kilka nieposłusznych kosmyków włosów, które zabłądziły w okolice mojej twarzy i przez to wpadłam na kogoś. Poczułam jak bezwiednie odbijam się i robię dwa kroki w tył, by utrzymać się na nogach.
     - Przepraszam... Naprawdę nie chciałam. Jestem...
     - Nowa... - wysyczała wysoka i szczupła brunetka, obdarowując mnie piorunującym spojrzeniem. Niebieski kolor jej tęczówek wydał mi się wyjątkowo zimny. Z jej twarzy biła wściekłość, nienawiść.
     - Ja napra...
     - Milcz! - wrzasnęła na tyle głośno, że ludzie stojący na korytarzu w jednej chwili zaczęli mi się przyglądać. - Nie masz prawa do mnie mówić! I następnym razem nie pojawiaj się w zasięgu mojego wzroku, bo marnie skończysz!
     Wyminęła mnie, zamaszyście potrząsając głową. Końcówki jej włosów uderzyły o moją twarz, a ona zachichotała triumfalnie i poszła dalej wzdłuż korytarza. Stałam sparaliżowana, jakby ktoś przed chwilą wyprał mi mózg. Nie rozumiałam tego, co się własnie wydarzyło. Dlaczego ta dziewczyna przejawiała wobec mnie tyle agresji? Wiem, że na nią wpadłam, ale przecież od razu przeprosiłam! I jeszcze spojrzenia tych wszystkich ludzi... Jakby to było czymś normalnym...
     - Aloma? - dotarł do mnie głos mojej nowej przyjaciółki. - Musisz uważać. To była Rachel, a ta która idzie tuż obok niej to Brittany. Staraj się je omijać szerokim łukiem. Zaraz zacznie się lekcja historii. Chodźmy!
     Klasa była takiej wielkości jaką zapamiętałam ze swojego ostatniego pobytu w szkole w San Diego. Ściany były takie same jak na korytarzu. Zaraz po prawej stronie od wejścia znajdowała się ciemnozielona tablica, pod którą była przymocowana metalowa półka na kredę i gąbkę. Zerknęłam w stronę ławek, by wypatrzeć sobie wolne miejsce. Annelise siedziała już z Terrym, mój brat z jakąś bardzo ładną dziewczyną o fioletowych włosach, oczach w kolorze ciemnej rdzy i zawstydzeniem wymalowanym na twarzy. Całokształt sprawiał, że mój brat patrzył na nią jak zahipnotyzowany. Każdy z kimś siedział. Mi zostało miejsce w ławce na końcu klasy, obok okna. Najgorsza z możliwych opcji, jeśli chce się zrobić dobre wrażenie. Jakoś będę musiała to przeboleć.
     Po tym, jak zajęłam swoją ławkę, do klasy wszedł nauczyciel. Miał długie blond włosy spięte w coś na kształt warkocza. Ubrany był w dziwaczny garnitur, który chyba nigdy nie był modny, ale dziwnym trafem ładnie prezentował się na nauczycielu, a już szczególnie pasował do jego profesji historyka. Profesor nawet nie przywitał się z uczniami obecnymi w klasie i nie zdziwiło to nikogo, z wyjątkiem mnie i Alistiara. Gdy mężczyzna chwycił za białą kredę i zaczął skrobać coś na tablicy, wymieniliśmy z bratem zdziwione spojrzenia.
     Zaskrzypiały drzwi, które ktoś powolnie otwierał z zewnątrz. Nauczyciel zatrzymał rękę w miejscu, w którym właśnie się znajdowała i spojrzał z ukosa w stronę drzwi, zza których milimetr po milimetrze wyłaniała się postać wysokiego chłopaka w czarnych spodniach, siwym t-shircie i czarnej skórzanej kurtce. Historyk nie powiedziawszy ani słowa, wznowił swoje pisanie. Uczeń, który właśnie wszedł do klasy, szedł w moją stronę. Przez dopasowany t-shirt wydawało mi się, że widzę wszystkie jego mięśnie. Na ramiona opadały mu czarne włosy, które otaczały jego wspaniałe rysy twarzy. Duże fioletowe oczy, szerokie usta i prosta linia nosa. Idealna, kwadratowa szczęka, piękne kości policzkowe... Przyglądałam mu się jak zaklęta. Był drugą osobą w tej szkole, której aurę mogłam dostrzec, a także poczuć na własnej skórze. Niewyobrażalna siła oraz opanowanie.
     - Zajęłaś moje miejsce - wyszeptał, siadając obok mnie.
     - Prze...
     - Nie rób tego. Nie przepraszaj. Nie w tej szkole - powiedział, uśmiechając się zawadiacko.
     Do końca lekcji odezwał się do mnie, nie spojrzał na mnie, ani nawet się nie przedstawił! Może i mogłam odezwać się pierwsza, ale nie chciałam od pierwszej lekcji wyrobić sobie złej reputacji wśród nauczycieli, a tym bardziej narzucać się komuś komu zajęłam miejsce.
Na korytarzu jako pierwszy podszedł do mnie Terry, mówiąc: "kumple czekają, a ty się ociągasz". Wesoły rudzielec pociągnął mnie za rękę, przez co byłam zmuszona biec za nim w stronę holu. Tam między ludźmi skręt w lewo i dalej bieg z przeszkodami, aż do dużych oszklonych drzwi, które mój towarzysz otworzył siłą rozpędu.
Wybiegliśmy na dwór, gdzie słońce wisiało wysoko na niebie, a jego promienie tańczyły z wodą wypływającą z marmurowej fontanny. Na murku ją okalającym siedziało sporo uczniów. Wszędzie rosła zielona trawa, a gdzieniegdzie były nawet drobne stokrotki. Pod ścianą budynku, na jednej z ławek siedziało sześciu chłopaków. Dwóch wyraźnie się o coś sprzeczało, ale gdy jeden z nich zauważył, że zbliżam się do nich z Terrym, a drugi obejrzał się w naszą stronę, uspokoili się. Jednym z nich był ten sam chłopak, obok którego siedziałam na lekcji historii.