-
Uwaga! - zawołał przyjaciel. - Oto przed wami mój nowy
kumpel! Z wielką przyjemnością przedstawiam wam Alomę!
-
Łoł... Terry... Ale się wczułeś w rolę - skomentował Crispin,
którego miałam okazję poznać już wcześniej.
-
Dobra, cicho! Alomo, pozwól tu do mnie. - Złapał mnie za rękę i
wyciągnął przed siebie. - Crispin, Elijah, Jensen, Misha, Raul i
Viggo - wymieniał imiona przesuwając moją rękę od prawej do
lewej.
Każdy
z nich patrzył na mnie i dokonywał własnej oceny na mój temat.
Viggo patrzył z tym samym łobuzerskim uśmiechem, co na początku
lekcji, Raul wyglądał, jakby podziwiał dzieło sztuki. Misha
pomachał do mnie w powitalnym geście, po czym poprawił okulary,
znajdujące się na jego nosie, Jensen uśmiechał się tak, jak
gdyby miał zaraz wybuchnąć śmiechem. Elijah zlustrował mnie
wzrokiem, przy czym jego twarz nie wyrażała żadnych emocji,
zupełnie jak rzeźba z twardego surowca. Crispin natomiast robił
notatki w swoim grubym zeszycie, niemal nie zwracając uwagi na moją obecność.
-
Nie martw się, jeśli od razu wszystkich nie zapamiętasz i śmiało
dopytuj o imiona. Należymy raczej do przyjaznych ludzi - odezwał
się jako pierwszy Jensen.
-
Mów za siebie J. A tobie maleńka radzę nie zapomnieć mojego
imienia. Idziemy Elijah, byliśmy już wystarczająco grzeczni -
przemówił Viggo nie zmieniając swojego wyrazu twarzy.
-
Ten typ tak ma - wtrącił się chłopak, z którym wcześniej kłócił
się mój towarzysz z historii.
Pokiwałam
głową, dając znak, że rozumiem.
-
Przepraszam, ale przyszła moja połówka, dlatego was opuszczę -
przerwał kolejną ciszę Jensen. Poszedł w stronę fontanny, gdzie
stała... Annelise. Uroczo ze sobą wyglądali. Kiedy ta piękna para
przytulała się do siebie, Crispin po prostu wstał z ławeczki i
poszedł do szkoły, mamrocząc coś pod nosem, a tuż za nim wyszedł
Misha.
-
Jak minęła lekcja historii? Słyszałem, że siedzisz z tym nadętym dupkiem - zaczął rozmowę Raul.
-
Dlaczego nazwałeś go nadętym dupkiem?
-
Bo tak się zachowuje. Jeszcze tego nie zauważyłaś? Ten jego głupi
uśmieszek i beznadziejne odzywki, jak ta w stylu "zapamiętaj
moje imię maleńka". - Próbował parodiować zachowanie Viggo.
Marnie mu to wyszło, ale żeby nie sprawić mu przykrości zaśmiałam
się, by myślał, że jest zabawny.
Rozmawiałam
z Raulem całą przerwę. Terry zniknął gdzieś nagle, czego mu tak
szybko nie wybaczę, bo towarzystwo Raula raczej mnie męczyło.
Koncentrowałam się na tym, żeby odpowiednio reagować, ponieważ
tylko to mogłam robić. Ilekroć próbowałam coś powiedzieć,
przerywał mi i opowiadał beznadziejną anegdotę, która w jego
oczach zapewne była wyjątkowo śmieszna. Gdy zadzwonił dzwonek na lekcję,
byłam wniebowzięta. Pognałam do klasy, którą wcześniej wskazał
mi Terry. Przekroczywszy próg sali z numerem 4, gdzie miała się
odbyć lekcja fizyki, dokonałam niebywałego odkrycia. Otóż na
końcu klasy w ostatniej ławce siedział Viggo, który poklepywał
krzesło obok siebie. Dziarskim krokiem ruszyłam w jego stronę.
Pokusiłam się nawet o łobuzerski uśmiech.
-
Jak minęła przerwa? - zapytał, kiedy siedziałam już na krześle.
-
Dobrze! Chyba...
Zaśmiał
się, starając się przy tym stłumić dźwięk, żeby nie zwrócić
na siebie niczyjej uwagi. Spojrzał na mnie, a jego zawadiacki wyraz
twarzy gdzieś zniknął. Teraz jego usta układały się w subtelny
uśmiech, zupełnie inny niż do tej pory.
-
Nie odnajdujesz się w tym miejscu, mam rację? Mogę ci pomóc,
jeśli chcesz.
Nic
nie powiedziałam, gdyż do sali weszła nauczycielka z krótkimi,
blond włosami, ubrana w długą czarną suknie na niezbyt szerokich
ramiączkach, której dopełnieniem były długie czarne rękawiczki,
wykonane z tego samego materiału. Kobieta trzymała w rękach
otwartą książkę, którą zawzięcie czytała. Usiadła na fotelu
przed biurkiem nauczycielskim, wyłożyła swoje długie nogi na
drewniany blat i tylko zerknęła w stronę ławek.
-
Zasady obowiązują te same. Terry rusz tyłek - rzuciła od
niechcenia z nosem wetkniętym w książkę, której okładka miała
nadrukowany tytuł: "Tajniki podróży kosmicznych".
Terry
wstał z ławki i podszedł do tablicy. Wziął kredę, po czym
napisał temat dzisiejszej lekcji. Nagle wszyscy zaczęli ze sobą
rozmawiać, nie przejmując się obecnością nauczycielki oraz
faktem, że trwała lekcja.
-
Okay! - zaczął Viggo, widząc moją dezorientację wymalowaną na
twarzy. - Lekcja pierwsza! Fizyka jest przedmiotem nikomu
niepotrzebnym tak, jak reszta, dlatego zamknij proszę buzię, bo jeszcze złapiesz
jakąś muchę.
Złączyłam
wargi i zasłoniłam usta ręką czując, że zarumieniłam się po raz kolejny
dzisiejszego dnia.
-
Jeśli chcesz przetrwać w tej szkole, nie musisz ślęczeć nad
książkami, jak to pewnie robiłaś w poprzedniej.
-
A jak radzić sobie z groźbami? - zapytałam.
-
Ha ha! Rachel? - Kiwnęłam głową. - Na to niestety nie ma złotego
środka. Ale mogę ci przekazać sporo informacji na temat radzenia
sobie z innymi.
Przechyliłam
głowę na bok, patrząc w jego oczy. Próbowałam rozgryźć jego
charakter. Zaczynało mi się wydawać podejrzane, że (prawie)
wszyscy są dla mnie tak bezinteresownie życzliwi. Szczególnie on
na tej lekcji, po minionej przerwie. No chyba, że po prostu był
osobą ze swoimi dziwnymi humorkami, bądź miał wieloraką
osobowość.
-
Czego chcesz? - zapytałam szorstko, nie będąc pewna gruntu, na
którym się znajdowałam.
-
Szybko się uczysz. - Wyciągnął rękę w moją stronę. - Może
kiedyś ty pomożesz mi?
Cofnęłam
się nieznacznie, starając się, wszystko dobrze zrozumieć i nie
popełnić żadnego błędu.
-
Słuchaj! Moja szkoła znacznie różni się od tej. Kompletnie nie
rozumiem sposobu w jaki nauczyciele prowadzą tu lekcje, ani zachowań niektórych osób. Chciałabym przywyknąć do panujących
tu warunków, ale czuję, że sama mogę sobie nie dać rady. Nie
chcę wpaść po uszy w towarzystwo, które by mi nie odpowiadało,
albo chciałoby mnie w jakiś sposób zmienić. Tym bardziej nie mam
ochoty podpadać nauczycielom, gdyż moi rodzice mają wystarczająco
dużo zmartwień i mojego brata na głowie.
Viggo
zdławił w sobie śmiech i zaczął bazgrać długopisem w moim
zeszycie. Wydawał się rozumieć moje zachowanie, ale mimo wszystko
miał problem z kontrolowaniem fali radości i śmiechu. Siedzieliśmy
przez chwilę w ciszy, która była zagłuszana przez pogaduszki
innych uczniów w tej klasie. Swoją drogą to całkiem przyjemne,
nie musieć wysłuchiwać monologu nauczyciela, na temat
opisany w podręczniku zbyt obszernie, żeby ktokolwiek przeczytał
go, w pełni rozumiejąc nowe pojęcia.
-
Wystarczyłoby, gdybyś uścisnęła mi rękę, zamiast się tyle
produkować, ale punkt za to, że jesteś wygadana. To bardzo ważna
cecha. - Odwrócił w moją stronę kartką, na której wypisał
jakieś cyfry. - To twój szyfr do szafki - dodał.
Spojrzałam
na niego równie zdziwiona, co przestraszona. Bo skoro on znał mój
szyfr, to mógł go znać każdy.
-
Spokojnie. Zaprowadzę cie do niej. I nie musisz się martwić. Tylko
ja znam twój szyfr, nikt więcej. Jeśli chcesz mogę dopisać ci
mój, a w przypadku, gdyby coś ci zniknęło, weźmiesz sobie ode
mnie, co będziesz chciała.
Mój
lęk wyparował, ale zdziwienie zaczęło narastać. Z sekundy na
sekundę coraz bardziej nie rozumiałam tego chłopaka. Zapisywał
właśnie swój szyfr tuż pod moim, Nic mi po nim dopóki nie będę
wiedziała, gdzie jest jego szafka, co nie stanowi właściwie
żadnego problemu, a po za tym...
-
To nie jest twój szyfr... - wypowiedziałam, zupełnie nie
kontrolując tego, co robię. Wbiłam tempo wzrok w zapisaną kartkę,
zastanawiając się skąd mi to przyszło do głowy i po jakiego
grzyba on miałby mi zapisywać czyjeś hasło do szafki?
-
Rzeczywiście jesteś bystra - odparł, szczerząc się do mnie.
Wyrwałam
mu z ręki długopis i zamazałam ten drugi numer. Zerknęłam na
niego, gdyż momentalnie zwątpiłam w autentyczność mojego szyfru.
Zamknęłam i przyciągnęłam do siebie zeszyt, a drugą rękę
uniosłam, wyciągając długopis w jego stronę. Chciał go odebrać,
ale cofnęłam rękę uniemożliwiając mu to.
-
Jeśli szyfr jest prawdziwy, skąd mam mieć pewność, że
zaprowadzisz mnie do mojej szafki?
-
Spokojnie sherlocku! Możesz o tym pogadać z Terrym. To jego Crispin
wyznaczył do zajmowania się szkolnymi szafkami, ale on z lenistwa
przekazał ten obowiązek mnie. Osobiście uważam, że to fajna
sprawa. Jest kilka osób w szkole, które często przynoszą do
szkoły jakieś dobre żarcie i zostawiają je rano w szafkach.
Pokręciłam
głową. Gdy zadzwonił dzwonek, wyszłam z klasy szybkim tempem,
nie chcąc włóczyć się z Viggo. Dogoniłam Terryego i poprosiłam
o pomoc w znalezieniu mojej szafki. Dowiedziałam się, że mój
kolega z ławki mówił prawdę, a przy okazji Terry pokazał mi
gdzie jest szafka tego długowłosego cwaniaczka.
Na
następnych lekcjach również siedziałam z Viggo, ale nie
rozmawiałam z nim, uparcie rysując coś na tylnej okładce zeszytu,
a kiedy nastawała przerwa, gnałam do Terryego i siedziałam obok
niego rozmawiając z nim i z Raulem, który przyczepił się do mnie
jak rzep do psiego ogona. Po ostatnim dzwonku nie spieszyło mi się
do wyjścia. Widziałam jak Alistair proponuje ślicznej dziewczynie,
że odprowadzi ją do domu. Terry rozmawiał z Mishem, a Annelise
biegła w objęcia swojego Jensena. Uśmiechnęłam się do siebie,
patrząc na to wszystko. Po całym dniu miałam wrażenie, jakbym
znała ich od dawna, a nie zaledwie od kilku godzin. Byli dla mnie
tacy mili... tacy otwarci...