niedziela, 16 września 2012

Ach ci chłopcy...



     - Uwaga! - zawołał przyjaciel. - Oto przed wami mój nowy kumpel! Z wielką przyjemnością przedstawiam wam Alomę!
     - Łoł... Terry... Ale się wczułeś w rolę - skomentował Crispin, którego miałam okazję poznać już wcześniej.
     - Dobra, cicho! Alomo, pozwól tu do mnie. - Złapał mnie za rękę i wyciągnął przed siebie. - Crispin, Elijah, Jensen, Misha, Raul i Viggo - wymieniał imiona przesuwając moją rękę od prawej do lewej.
     Każdy z nich patrzył na mnie i dokonywał własnej oceny na mój temat. Viggo patrzył z tym samym łobuzerskim uśmiechem, co na początku lekcji, Raul wyglądał, jakby podziwiał dzieło sztuki. Misha pomachał do mnie w powitalnym geście, po czym poprawił okulary, znajdujące się na jego nosie, Jensen uśmiechał się tak, jak gdyby miał zaraz wybuchnąć śmiechem. Elijah zlustrował mnie wzrokiem, przy czym jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, zupełnie jak rzeźba z twardego surowca. Crispin natomiast robił notatki w swoim grubym zeszycie, niemal nie zwracając uwagi na moją obecność.
     - Nie martw się, jeśli od razu wszystkich nie zapamiętasz i śmiało dopytuj o imiona. Należymy raczej do przyjaznych ludzi - odezwał się jako pierwszy Jensen.
     - Mów za siebie J. A tobie maleńka radzę nie zapomnieć mojego imienia. Idziemy Elijah, byliśmy już wystarczająco grzeczni - przemówił Viggo nie zmieniając swojego wyrazu twarzy.
     - Ten typ tak ma - wtrącił się chłopak, z którym wcześniej kłócił się mój towarzysz z historii.
     Pokiwałam głową, dając znak, że rozumiem.
     - Przepraszam, ale przyszła moja połówka, dlatego was opuszczę - przerwał kolejną ciszę Jensen. Poszedł w stronę fontanny, gdzie stała... Annelise. Uroczo ze sobą wyglądali. Kiedy ta piękna para przytulała się do siebie, Crispin po prostu wstał z ławeczki i poszedł do szkoły, mamrocząc coś pod nosem, a tuż za nim wyszedł Misha.
     - Jak minęła lekcja historii? Słyszałem, że siedzisz z tym nadętym dupkiem - zaczął rozmowę Raul.
     - Dlaczego nazwałeś go nadętym dupkiem?
     - Bo tak się zachowuje. Jeszcze tego nie zauważyłaś? Ten jego głupi uśmieszek i beznadziejne odzywki, jak ta w stylu "zapamiętaj moje imię maleńka". - Próbował parodiować zachowanie Viggo. Marnie mu to wyszło, ale żeby nie sprawić mu przykrości zaśmiałam się, by myślał, że jest zabawny.
     Rozmawiałam z Raulem całą przerwę. Terry zniknął gdzieś nagle, czego mu tak szybko nie wybaczę, bo towarzystwo Raula raczej mnie męczyło. Koncentrowałam się na tym, żeby odpowiednio reagować, ponieważ tylko to mogłam robić. Ilekroć próbowałam coś powiedzieć, przerywał mi i opowiadał beznadziejną anegdotę, która w jego oczach zapewne była wyjątkowo śmieszna. Gdy zadzwonił dzwonek na lekcję, byłam wniebowzięta. Pognałam do klasy, którą wcześniej wskazał mi Terry. Przekroczywszy próg sali z numerem 4, gdzie miała się odbyć lekcja fizyki, dokonałam niebywałego odkrycia. Otóż na końcu klasy w ostatniej ławce siedział Viggo, który poklepywał krzesło obok siebie. Dziarskim krokiem ruszyłam w jego stronę. Pokusiłam się nawet o łobuzerski uśmiech.
     - Jak minęła przerwa? - zapytał, kiedy siedziałam już na krześle.
     - Dobrze! Chyba...
     Zaśmiał się, starając się przy tym stłumić dźwięk, żeby nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Spojrzał na mnie, a jego zawadiacki wyraz twarzy gdzieś zniknął. Teraz jego usta układały się w subtelny uśmiech, zupełnie inny niż do tej pory.
     - Nie odnajdujesz się w tym miejscu, mam rację? Mogę ci pomóc, jeśli chcesz.
     Nic nie powiedziałam, gdyż do sali weszła nauczycielka z krótkimi, blond włosami, ubrana w długą czarną suknie na niezbyt szerokich ramiączkach, której dopełnieniem były długie czarne rękawiczki, wykonane z tego samego materiału. Kobieta trzymała w rękach otwartą książkę, którą zawzięcie czytała. Usiadła na fotelu przed biurkiem nauczycielskim, wyłożyła swoje długie nogi na drewniany blat i tylko zerknęła w stronę ławek.
     - Zasady obowiązują te same. Terry rusz tyłek - rzuciła od niechcenia z nosem wetkniętym w książkę, której okładka miała nadrukowany tytuł: "Tajniki podróży kosmicznych".
     Terry wstał z ławki i podszedł do tablicy. Wziął kredę, po czym napisał temat dzisiejszej lekcji. Nagle wszyscy zaczęli ze sobą rozmawiać, nie przejmując się obecnością nauczycielki oraz faktem, że trwała lekcja.
     - Okay! - zaczął Viggo, widząc moją dezorientację wymalowaną na twarzy. - Lekcja pierwsza! Fizyka jest przedmiotem nikomu niepotrzebnym tak, jak reszta, dlatego zamknij proszę buzię, bo jeszcze złapiesz jakąś muchę.
     Złączyłam wargi i zasłoniłam usta ręką czując, że zarumieniłam się po raz kolejny dzisiejszego dnia.
     - Jeśli chcesz przetrwać w tej szkole, nie musisz ślęczeć nad książkami, jak to pewnie robiłaś w poprzedniej.
     - A jak radzić sobie z groźbami? - zapytałam.
     - Ha ha! Rachel? - Kiwnęłam głową. - Na to niestety nie ma złotego środka. Ale mogę ci przekazać sporo informacji na temat radzenia sobie z innymi.
     Przechyliłam głowę na bok, patrząc w jego oczy. Próbowałam rozgryźć jego charakter. Zaczynało mi się wydawać podejrzane, że (prawie) wszyscy są dla mnie tak bezinteresownie życzliwi. Szczególnie on na tej lekcji, po minionej przerwie. No chyba, że po prostu był osobą ze swoimi dziwnymi humorkami, bądź miał wieloraką osobowość.
     - Czego chcesz? - zapytałam szorstko, nie będąc pewna gruntu, na którym się znajdowałam.
     - Szybko się uczysz. - Wyciągnął rękę w moją stronę. - Może kiedyś ty pomożesz mi?
     Cofnęłam się nieznacznie, starając się, wszystko dobrze zrozumieć i nie popełnić żadnego błędu.
     - Słuchaj! Moja szkoła znacznie różni się od tej. Kompletnie nie rozumiem sposobu w jaki nauczyciele prowadzą tu lekcje, ani zachowań niektórych osób. Chciałabym przywyknąć do panujących tu warunków, ale czuję, że sama mogę sobie nie dać rady. Nie chcę wpaść po uszy w towarzystwo, które by mi nie odpowiadało, albo chciałoby mnie w jakiś sposób zmienić. Tym bardziej nie mam ochoty podpadać nauczycielom, gdyż moi rodzice mają wystarczająco dużo zmartwień i mojego brata na głowie.
     Viggo zdławił w sobie śmiech i zaczął bazgrać długopisem w moim zeszycie. Wydawał się rozumieć moje zachowanie, ale mimo wszystko miał problem z kontrolowaniem fali radości i śmiechu. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, która była zagłuszana przez pogaduszki innych uczniów w tej klasie. Swoją drogą to całkiem przyjemne, nie musieć wysłuchiwać monologu nauczyciela, na temat opisany w podręczniku zbyt obszernie, żeby ktokolwiek przeczytał go, w pełni rozumiejąc nowe pojęcia.
     - Wystarczyłoby, gdybyś uścisnęła mi rękę, zamiast się tyle produkować, ale punkt za to, że jesteś wygadana. To bardzo ważna cecha. - Odwrócił w moją stronę kartką, na której wypisał jakieś cyfry. - To twój szyfr do szafki - dodał.
     Spojrzałam na niego równie zdziwiona, co przestraszona. Bo skoro on znał mój szyfr, to mógł go znać każdy.
     - Spokojnie. Zaprowadzę cie do niej. I nie musisz się martwić. Tylko ja znam twój szyfr, nikt więcej. Jeśli chcesz mogę dopisać ci mój, a w przypadku, gdyby coś ci zniknęło, weźmiesz sobie ode mnie, co będziesz chciała.
     Mój lęk wyparował, ale zdziwienie zaczęło narastać. Z sekundy na sekundę coraz bardziej nie rozumiałam tego chłopaka. Zapisywał właśnie swój szyfr tuż pod moim, Nic mi po nim dopóki nie będę wiedziała, gdzie jest jego szafka, co nie stanowi właściwie żadnego problemu, a po za tym...
     - To nie jest twój szyfr... - wypowiedziałam, zupełnie nie kontrolując tego, co robię. Wbiłam tempo wzrok w zapisaną kartkę, zastanawiając się skąd mi to przyszło do głowy i po jakiego grzyba on miałby mi zapisywać czyjeś hasło do szafki?
     - Rzeczywiście jesteś bystra - odparł, szczerząc się do mnie.
     Wyrwałam mu z ręki długopis i zamazałam ten drugi numer. Zerknęłam na niego, gdyż momentalnie zwątpiłam w autentyczność mojego szyfru. Zamknęłam i przyciągnęłam do siebie zeszyt, a drugą rękę uniosłam, wyciągając długopis w jego stronę. Chciał go odebrać, ale cofnęłam rękę uniemożliwiając mu to.
     - Jeśli szyfr jest prawdziwy, skąd mam mieć pewność, że zaprowadzisz mnie do mojej szafki?
     - Spokojnie sherlocku! Możesz o tym pogadać z Terrym. To jego Crispin wyznaczył do zajmowania się szkolnymi szafkami, ale on z lenistwa przekazał ten obowiązek mnie. Osobiście uważam, że to fajna sprawa. Jest kilka osób w szkole, które często przynoszą do szkoły jakieś dobre żarcie i zostawiają je rano w szafkach.
     Pokręciłam głową. Gdy zadzwonił dzwonek, wyszłam z klasy szybkim tempem, nie chcąc włóczyć się z Viggo. Dogoniłam Terryego i poprosiłam o pomoc w znalezieniu mojej szafki. Dowiedziałam się, że mój kolega z ławki mówił prawdę, a przy okazji Terry pokazał mi gdzie jest szafka tego długowłosego cwaniaczka.
     Na następnych lekcjach również siedziałam z Viggo, ale nie rozmawiałam z nim, uparcie rysując coś na tylnej okładce zeszytu, a kiedy nastawała przerwa, gnałam do Terryego i siedziałam obok niego rozmawiając z nim i z Raulem, który przyczepił się do mnie jak rzep do psiego ogona. Po ostatnim dzwonku nie spieszyło mi się do wyjścia. Widziałam jak Alistair proponuje ślicznej dziewczynie, że odprowadzi ją do domu. Terry rozmawiał z Mishem, a Annelise biegła w objęcia swojego Jensena. Uśmiechnęłam się do siebie, patrząc na to wszystko. Po całym dniu miałam wrażenie, jakbym znała ich od dawna, a nie zaledwie od kilku godzin. Byli dla mnie tacy mili... tacy otwarci...