wtorek, 2 października 2012

Na zdrowie!

Z podziękowaniami dla mojego korektora! W razie wystąpienia błędów - to jego wina! ^^
Dzięki ;P




      Nie skręciłam do wyjścia tak, jak wszyscy z mojej klasy. Podeszłam do swojej szafki i dyskretnie zerkając na przechodzących uczniów, czekałam, aż będę miała pewność, że Viggo opuścił szkołę. Po kilku minutach straciłam cierpliwość i trzasnęłam metalowymi drzwiczkami. 
      - Skończyłaś już? - usłyszałam zza swoich pleców.
      Obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni, stając na baczność. W ostatniej chwili powstrzymałam się przed nawykowym krzyknięciem "tak jest, sir!". Przyzwyczajenia są czasami najgorszą rzeczą. Kiedy zobaczyłam zdziwionego Viggo, przed którym stałam naprężona, jak na wojskowej zbiórce, zastanawiałam się, jak wybrnąć z tej sytuacji.
      - Aleś mnie przestraszył - wybełkotałam, głośno wypuszczając powietrze z płuc.
      - Ja... przepraszam... - wyszeptał.
      Zaczęłam się śmiać, co zdawało się go wybić z chwilowego zamyślenia. Potrząsnął głową, a ja w dalszym ciągu pokładałam się ze śmiechu.
      - Mówiłeś, że w tej szkole się nie przeprasza - wysapałam, gdy już się uspokoiłam.
      - Tak, wiem. To przez to, że wcześniej mnie przeprosiłaś i... A z resztą, nie o tym chciałem... Przyszedłem, żeby ci powiedzieć, że nie musisz się kryć przede mną, jeśli chcesz sprawdzić moją szafkę. Dałem ci szyfr po to, żebyś naprawdę mogła z niej korzystać. W ten sposób będzie ci łatwiej unikać Raula.
      - Ale ja nie chcę go unikać! - krzyknęłam. Bo niby dlaczego miałabym to robić? Starał się być dla mnie miły i to doceniałam.
      - Jak wolisz... - machnąwszy ręką, parsknął, przechodząc obok mnie.
      Zostałam sama w szkole. A przynajmniej tak myślałam, dopóki nie wyszłam z budynku. Wybiegł za mną Raul, wołając, żebym na niego zaczekała. Uparł się, że oprowadzi mnie po mieście, chociaż z całego serca marzyłam, aby być już w domu, położyć się na łóżku i nie wstawać, aż do kolacji. Niestety, nie potrafiłam mu stanowczo odmówić, gdyż bałam się, iż takie zachowanie nie byłoby w porządku. Skończyło się tak, że zaprosił mnie na ciasto do miejskiej kawiarni. Musiałam przyznać - tiramisu było przepyszne.
      - I jak podoba ci się nasza szkoła? - zapytał, po tym jak skończyłam jeść swój kawałek ciasta.
      - Hm... Jest inaczej niż w mojej poprzedniej, ale na pewno ma to swoje zalety. 
      - A jak znosisz towarzystwo Viggo?
      - Nie bardzo się lubicie, co? Nie jest przewidywalny i ma cechy dobrego żołnierza. Szybko rozeznaje się w sytuacji i nie pozwala poznać się przeciwnikowi.
      Spuściłam wzroki kiedy dotarło do mnie, że rozmawiam tak, jak z towarzyszami z rocznej służby. Niestety, tutaj realia były zupełnie inne. Nawet bycie nastolatką może być trudne, jeśli się nią wcześniej w pełni nie było. Powinnam coś powiedzieć i przerwać tę niezręczną ciszę, ale miałam kompletną pustkę w głowie. Zastanawiałam się, gdzie i z kim w tym momencie był mój brat.
      - Może... Dziękuję za oprowadzenie mnie po mieście i zaproszenie na ciasto, ale teraz chciałabym już wrócić do domu. Moja mama pewnie się martwi - (że komuś, kto mnie zdenerwował, zrobiłam krzywdę i jestem właśnie przesłuchiwana w miejskiej siedzibie jednostki porządkowej) - a poza tym jestem zmęczona.
      - No tak, pewnie! Może chciałbyś, żebym cię odprowadził?
      Uśmiechnęłam się, walcząc ze sobą, żeby mu odmówić, ale to było takie trudne. Co innego, gdyby był złośliwy i próbowałby obrazić kogoś mi bliskiego. W takiej sytuacji od razu przeszłoby do rękoczynów, ale on był miły. Jak mogłam mu powiedzieć "nie"?
      - Hej! - usłyszałam głos brata. Rozejrzałam się i zobaczyłam jego głowę z roztrzepanymi rudymi włosami, wystającą przez szybę samochodu mamy. - Jadę zrobić zakupy, pomożesz?
      - Pewnie! - zawołałam bez zastanowienia. - Przepraszam, Raul, ale jeśli puszczę go samego, to jutro mogłabym nie zjeść śniadania i byłabym bardzo wściekła.
      - Nie martw się - powiedział z niezbyt wesołym uśmiechem. - Jedź. Do zobaczenia jutro.
      Wsiadłam do samochodu, zapięłam pas bezpieczeństwa i pomachałam Raulowi na pożegnanie, kiedy odjeżdżaliśmy.
      - No! - krzyknął brat skręcając w stronę przeciwną do lokacji supermarketu. - Widzę, że moja siostrzyczka jest popularną osobistością. Zostawiłaś telefon w domu. Masz sześćdziesiąt nieodebranych połączeń i czterdzieści wiadomości.
      - Ale nikomu...
      - Wiem - przerwał mi. - Wszyscy przychodzili do mnie, bo bali się, że ich spławisz. Chociaż, jak patrzyłem na twoje zachowanie w stosunku do Raula, to szczerze im się dziwię. Ale swoją drogą, ty nigdy...
      - Staram się, okay?!
      Alistair pokręcił głową. Właśnie wjechaliśmy na podwórko. Nie miałam już siły i chęci na jakiekolwiek rozmowy. Weszłam do domu i bąknęłam szorstkie "cześć", nie zatrzymując się ani na chwilę. Zamknęłam za sobą drzwi do swojego pokoju. Zanim upadłam plackiem na łóżko, chwyciłam za telefon, który grzecznie leżał na komodzie, gdzie zostawiłam go rano. Po kilku minutach trzymania głowy w poduszce przewróciłam się na plecy i rozpoczęłam czytanie wiadomości. Oczywiście Ali, jak to on, przebarwił fakty. Nieodebranych połączeń miałam jedynie trzy, a wiadomości czternaście, z czego dwanaście od znajomych z San Diego. Dopytywali się, jak sobie radzę i przypominali, że w razie potrzeby są do mojej dyspozycji. Pozostałe dwie wiadomości były od nieznanych numerów. Jedna z nich była podpisana przez Terryego. Informował mnie w niej, że jutro będzie impreza u niego w domu i będę jego gościem honorowym. Druga była podpisana przez Viggo: "Jeśli chcesz mogę jutro uratować twój tyłek". Zaintrygowało mnie to, ale postanowiłam nie drążyć tematu.
      - Siora! Błagam! - wrzasnął brat.
      - Czego ty chcesz? - Wszedł do mojego pokoju, machając swoim telefonem.
      - Oddzwoń do niego, bo mnie krew zalewa.
      Spojrzałam na wyświetlacz, gdzie widniała informacja o kilku połączeniach od Raula. Wyrwałam Alistairowi telefon i wybiegłam na korytarz, kierując się w stronę wspólnej łazienki. Uciekając przed bratem, wybrałam numer Raula. Odebrał w chwili, gdy zamknęłam drzwi na zasuwkę, a Ali wrzasnął: "Ale nie ode mnie!"
      - I jak, Alistair? - odezwał się chłopak po drugiej stronie.
      - Ale co takiego? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
      - Aloma?! Ja...
      - Przepraszam, że nie dałam ci mojego numeru, ale kompletnie nie miałam do tego głowy - świergoliłam do słuchawki, wiedząc, że brat słyszy każde moje słowo i denerwuje się z jakiegoś nieznanego mi powodu.
      - Ja chciałem zapytać, czy idziesz do Terryego jutro i czy chciałabyś pójść ze mną?
      - Nie widzę przeciwwskazań - odparłam, a mój brat zaczął uderzać w drzwi jeszcze mocnej.
      - Aloma, co tam się dzieje? - zapytał, słysząc dochodzące dźwięki. 
      - Nic takiego. Do zobaczenia jutro - zakończyłam rozmowę, otworzyłam drzwi, oddałam telefon, wróciłam do siebie. Po raz drugi upadłam na łóżko, zastanawiając się tym razem, co mnie podkusiło, żeby się zgodzić. Złapałam za swój telefon.
      "Jesteś pewien, że dasz radę?" - napisałam i wysłałam na numer Viggo. Wiem, że zanim zasnęłam na dobre, mama wołała mnie na kolację, telefon dał znać o nowej wiadomości, przyszła Abby i cmoknęła mnie w policzek. Później zadzwonił budzik.
      Chciałam wstać, ale dziwnym trafem upadłam na podłogę i rąbnęłam głową o szafkę nocną.
      Z korytarza usłyszałam dobiegający śmiech brata i kogoś jeszcze, ale...
      - O nie... - szepnęłam do siebie pod nosem.
      Szybciej, niż to robiłam w wojsku, otworzyłam szafę, wyjęłam ubrania i wrzuciłam do małej łazieneczki, która była do dyspozycji tylko z mojego pokoju. Wyciągnęłam z szuflady świeżą bieliznę i biegiem pognałam do łazienki. W pośpiechu wzięłam prysznic, ubrałam się, umyłam zęby i rozczesałam mokre włosy.
      - Ali! Zrób kawę! - krzyknęłam do brata, wyciągając ze swojej skrytki pod łóżkiem opakowanie żelek.
      Nawet nie chciałam sprawdzać, czy jestem odpowiednio spakowana do szkoły na dzisiejszy dzień. Po zapakowaniu łakoci, zaczęłam suszyć włosy. Opuściłam swój pokój, kiedy uznałam, że są już wystarczająco suche.
      Przy kontuarze od strony jadalni siedział Viggo i Elijah. Wyglądali na nadmiernie wesołych, więc pierwsze co zrobiłam, to chwyciłam brata za koszulę i groźnie na niego spojrzałam, oczekując wyjaśnień.
      - Tata w pracy, mama z Abby u lekarza - powiedział sztywno tak, jak to robił w trakcie trwanie naszej służby.
      Puściłam go.
      - Gdzie moja kawa? - zapytałam, a Alistair od razu podał mi gorący kubek.
      - Nie przywitasz się z nami? - odezwał się Elijah.
      Zmierzyłam ich obydwu wzrokiem i gdyby nie błagalny wyraz twarzy brata, byłabym skłonna któregoś z nich uderzyć lub w najlepszym wypadku wyrzucić z domu. Opanowałam się i przeszłam obok nich do salonu. Położyłam torbę obok sofy, na której usiadłam. Pijąc kawę, wyciągnęłam telefon, ale zanim odczytałam wczorajszego SMS-a, upewniłam się, że na mnie nie patrzą
      "Zobaczysz rano" - po przeczytaniu tego krótkiego zdania, zachłysnęłam się kawą i zaczęłam kaszleć.
      - Nic ci nie jest? - zapytał zmartwiony Viggo, zrywając się z hokera.
      Odchrząknęłam jeszcze dla pewności, po czym odstawiłam kawę. Uznałam, że wypadałoby się do niego pofatygować i zapytać, jaki ma plan. Tak też zrobiłam.
      - Plan? Ha ha! - zaśmiał się. - Pij - wyciągnął do mnie rękę z kubkiem, w którym była nalewka własnej roboty, którą znalazłam na strychu zaraz po przeprowadzce i schowałam w swoim pokoju, co oznaczało, że brat był w nim i wykradł mi ją!
      - Serio? To jest plan? Mam się napić? Poza tym, jak już mam pić, to chciałabym coś poczuć. Tu jest tylko łyczek! - powiedziałam urażonym tonem.
      - Elijah! Polej pani! - zawołał, nadstawiając kubek przyjacielowi.
      Kiedy naczynie było w połowie zapełnione, wypiłam zawartość, ale nadal nie wiedziałam, jak to ma mi pomóc.
      - Aloma! - wrzasnął na mnie brat. - Czyś ty zdurniała?
      - Ej! To była moja nalewka!
      - Nalewka, jak nalewka, ale rozrobiłem to pół na pół ze spirytusem! A wy też jesteście genialni! To moja siostra! - zaczął się wściekać, a ja nagle poczułam silną falę ciepła rozlewającą się po mnie od środka.
      - Ooo... - spuściłam z siebie powietrze. Patrzyłam na nich, nie rozumiejąc ich słów. Zaczęłam szybciej mrugać oczami, jakby to miało mi w jakiś cudowny sposób pomóc.
      - Chłopcy, spokojnie - powiedziałam łagodnym tonem. - Nie kłóćcie się, weźcie swoje rzeczy i lepiej chodźmy już do szkoły.
      Cała trójka stanęła przede mną, patrząc, jak na coś nie z tej ziemi. Czułam się dziwnie, będąc w centrum uwagi. Chyba zaczęłam się chwiać. Bujałam się coraz bardziej. Moje starania, by stać prosto, szły na marne. Któryś z nich zaprowadził mnie na kanapę, gdzie siedziałam przez jakiś czas i oglądałam tańczące barwy na ekranie telewizora.

***

      - Viggo! Prosiłem cię, żebyś nie kombinował! A ty miałeś go pilnować! Na chwilę się oddaliłem, a wy już swoje! - Wyszedłem z siebie i dałem się nadmiernie ponieść złości, ale nie mogłem... Nie chciałem wiedzieć, że moja siostra wypiła sporą ilość alkoholu na raz. A gdyby jej się coś stało?! To moja wina... Nie powinienem jej z nimi zostawiać. Chociaż miałem nadzieję, że zostanie w salonie...
      - Ooo... - wybełkotała Aloma. Stała niewiarygodnie stabilnie, jak na kogoś, kto stracił kontrolę nad swoim ciałem i po prostu był pijany. Próbowała coś powiedzieć, ale nie potrafiłem jej zrozumieć. Za bardzo plątał jej się język. Patrzyliśmy na nią we trójkę, czekając, co zrobi. Kiedy zrobiła dwa kroki w moją stronę zachwiała się nagle i w ostatniej chwili złapał ją Viggo.
      Przyniosłem jej trampki. Dostała je ode mnie na urodziny dwa lata temu i choć ma mnóstwo innych nowych i ładniejszych butów, chodzi w tych obdartusach. Założyłem jej buty i wcisnąłem klucze do kieszeni spodni. Nie chciałem się spóźnić, więc musiałem ją zostawić. Chciałem, żeby wszystko miała przy sobie, aby nie musiała nic robić. Pewnie, gdy się przebudzi, będzie jeszcze rozkojarzona.
      - Viggo...
      - Lećcie! Zostanę z nią - powiedział, gładząc jej roztrzepane włosy. Jego palce zatapiały się w rudej pierzynie, a ona wtulała się głową w jego, niczym we własną poduszkę. Wiedziałem, że mogę powierzyć swoją siostrę w jego ręce i będzie bezpieczna. Pocałowałem ją w czoło i wyszedłem razem z Elijah.
      Martwiłem się. Pierwsza lekcja zbliżała się do końca, a ich jeszcze nie było. Znając tego idiotę, wepchnąłby ją siłą do sali, jeżeli by już przyszli. Nie mogłem się opanować. Nerwowo potrząsałem długopisem i wpatrywałem się w zabrudzoną szybę okna po drugiej stronie klasy.
      - Ali? Dobrze się czujesz? - zapytała Noomi. Spojrzałem na nią. Zawsze kiedy patrzyłem na jej śliczną twarz, czułem się lepiej. Tak samo było teraz. - Nie martw się o Alomę. Jestem pewna, że czuje się już lepiej - powiedziała, obdarowując mnie swoim pięknym uśmiechem.
      - Mam nadzieję...