Dzięki ;P
Nie skręciłam do wyjścia tak, jak wszyscy z mojej klasy. Podeszłam do swojej szafki i dyskretnie zerkając na przechodzących uczniów, czekałam, aż będę miała pewność, że Viggo opuścił szkołę. Po kilku minutach straciłam cierpliwość i trzasnęłam metalowymi drzwiczkami.
-
Skończyłaś już? - usłyszałam zza swoich pleców.
Obróciłam
się o sto osiemdziesiąt stopni, stając na baczność. W ostatniej
chwili powstrzymałam się przed nawykowym krzyknięciem "tak
jest, sir!". Przyzwyczajenia są czasami najgorszą rzeczą.
Kiedy zobaczyłam zdziwionego Viggo, przed którym stałam naprężona,
jak na wojskowej zbiórce, zastanawiałam się, jak wybrnąć z tej
sytuacji.
-
Aleś mnie przestraszył - wybełkotałam, głośno wypuszczając
powietrze z płuc.
-
Ja... przepraszam... - wyszeptał.
Zaczęłam
się śmiać, co zdawało się go wybić z chwilowego zamyślenia.
Potrząsnął głową, a ja w dalszym ciągu pokładałam się ze
śmiechu.
-
Mówiłeś, że w tej szkole się nie przeprasza - wysapałam, gdy
już się uspokoiłam.
-
Tak, wiem. To przez to, że wcześniej mnie przeprosiłaś i... A z
resztą, nie o tym chciałem... Przyszedłem, żeby ci powiedzieć,
że nie musisz się kryć przede mną, jeśli chcesz sprawdzić moją
szafkę. Dałem ci szyfr po to, żebyś naprawdę mogła z niej
korzystać. W ten sposób będzie ci łatwiej unikać Raula.
-
Ale ja nie chcę go unikać! - krzyknęłam. Bo niby dlaczego
miałabym to robić? Starał się być dla mnie miły i to
doceniałam.
-
Jak wolisz... - machnąwszy ręką, parsknął, przechodząc obok mnie.
Zostałam
sama w szkole. A przynajmniej tak myślałam, dopóki nie wyszłam z
budynku. Wybiegł za mną Raul, wołając, żebym na niego zaczekała.
Uparł się, że oprowadzi mnie po mieście, chociaż z całego serca
marzyłam, aby być już w domu, położyć się na łóżku i nie
wstawać, aż do kolacji. Niestety, nie potrafiłam mu stanowczo
odmówić, gdyż bałam się, iż takie zachowanie nie byłoby w
porządku. Skończyło się tak, że zaprosił mnie na ciasto do
miejskiej kawiarni. Musiałam przyznać - tiramisu było
przepyszne.
-
I jak podoba ci się nasza szkoła? - zapytał, po tym jak skończyłam
jeść swój kawałek ciasta.
-
Hm... Jest inaczej niż w mojej poprzedniej, ale na pewno ma to swoje zalety.
-
A jak znosisz towarzystwo Viggo?
-
Nie bardzo się lubicie, co? Nie jest przewidywalny i ma cechy dobrego żołnierza. Szybko rozeznaje się w sytuacji i nie pozwala
poznać się przeciwnikowi.
Spuściłam
wzroki kiedy dotarło do mnie, że rozmawiam tak, jak z towarzyszami
z rocznej służby. Niestety, tutaj realia były zupełnie inne. Nawet
bycie nastolatką może być trudne, jeśli się nią wcześniej w pełni nie było. Powinnam coś powiedzieć i przerwać tę niezręczną
ciszę, ale miałam kompletną pustkę w głowie. Zastanawiałam się,
gdzie i z kim w tym momencie był mój brat.
-
Może... Dziękuję za oprowadzenie mnie po mieście i zaproszenie na
ciasto, ale teraz chciałabym już wrócić do domu. Moja mama pewnie
się martwi - (że komuś, kto mnie zdenerwował, zrobiłam krzywdę
i jestem właśnie przesłuchiwana w miejskiej siedzibie jednostki
porządkowej) - a poza tym jestem zmęczona.
-
No tak, pewnie! Może chciałbyś, żebym cię odprowadził?
Uśmiechnęłam
się, walcząc ze sobą, żeby mu odmówić, ale to było takie
trudne. Co innego, gdyby był złośliwy i próbowałby obrazić
kogoś mi bliskiego. W takiej sytuacji od razu przeszłoby do
rękoczynów, ale on był miły. Jak mogłam mu powiedzieć "nie"?
-
Hej! - usłyszałam głos brata. Rozejrzałam się i zobaczyłam jego
głowę z roztrzepanymi rudymi włosami, wystającą przez szybę
samochodu mamy. - Jadę zrobić zakupy, pomożesz?
-
Pewnie! - zawołałam bez zastanowienia. - Przepraszam, Raul, ale
jeśli puszczę go samego, to jutro mogłabym nie zjeść śniadania
i byłabym bardzo wściekła.
-
Nie martw się - powiedział z niezbyt wesołym uśmiechem. - Jedź.
Do zobaczenia jutro.
Wsiadłam
do samochodu, zapięłam pas bezpieczeństwa i pomachałam Raulowi na
pożegnanie, kiedy odjeżdżaliśmy.
-
No! - krzyknął brat skręcając w stronę przeciwną do lokacji
supermarketu. - Widzę, że moja siostrzyczka jest popularną osobistością. Zostawiłaś
telefon w domu. Masz sześćdziesiąt nieodebranych połączeń i
czterdzieści wiadomości.
-
Ale nikomu...
-
Wiem - przerwał mi. - Wszyscy przychodzili do mnie, bo bali się, że
ich spławisz. Chociaż, jak patrzyłem na twoje zachowanie w
stosunku do Raula, to szczerze im się dziwię. Ale swoją drogą, ty nigdy...
-
Staram się, okay?!
Alistair
pokręcił głową. Właśnie wjechaliśmy na podwórko. Nie miałam
już siły i chęci na jakiekolwiek rozmowy. Weszłam do domu i
bąknęłam szorstkie "cześć", nie zatrzymując się ani
na chwilę. Zamknęłam za sobą drzwi do swojego pokoju. Zanim
upadłam plackiem na łóżko, chwyciłam za telefon, który
grzecznie leżał na komodzie, gdzie zostawiłam go rano. Po kilku
minutach trzymania głowy w poduszce przewróciłam się na plecy i rozpoczęłam czytanie wiadomości. Oczywiście Ali, jak to on,
przebarwił fakty. Nieodebranych połączeń miałam jedynie trzy, a
wiadomości czternaście, z czego dwanaście od znajomych z San
Diego. Dopytywali się, jak sobie radzę i przypominali, że w razie
potrzeby są do mojej dyspozycji. Pozostałe dwie wiadomości były
od nieznanych numerów. Jedna z nich była podpisana przez Terryego.
Informował mnie w niej, że jutro będzie impreza u niego w domu i
będę jego gościem honorowym. Druga była podpisana przez Viggo:
"Jeśli chcesz mogę jutro uratować twój tyłek".
Zaintrygowało mnie to, ale postanowiłam nie drążyć tematu.
-
Siora! Błagam! - wrzasnął brat.
-
Czego ty chcesz? - Wszedł do mojego pokoju, machając swoim
telefonem.
-
Oddzwoń do niego, bo mnie krew zalewa.
Spojrzałam
na wyświetlacz, gdzie widniała informacja o kilku połączeniach od
Raula. Wyrwałam Alistairowi telefon i wybiegłam na korytarz,
kierując się w stronę wspólnej łazienki. Uciekając przed
bratem, wybrałam numer Raula. Odebrał w chwili, gdy zamknęłam
drzwi na zasuwkę, a Ali wrzasnął: "Ale nie ode mnie!"
-
I jak, Alistair? - odezwał się chłopak po drugiej stronie.
-
Ale co takiego? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-
Aloma?! Ja...
-
Przepraszam, że nie dałam ci mojego numeru, ale kompletnie nie
miałam do tego głowy - świergoliłam do słuchawki, wiedząc, że
brat słyszy każde moje słowo i denerwuje się z jakiegoś
nieznanego mi powodu.
-
Ja chciałem zapytać, czy idziesz do Terryego jutro i czy chciałabyś
pójść ze mną?
-
Nie widzę przeciwwskazań - odparłam, a mój brat zaczął uderzać
w drzwi jeszcze mocnej.
-
Aloma, co tam się dzieje? - zapytał, słysząc dochodzące dźwięki.
-
Nic takiego. Do zobaczenia jutro - zakończyłam rozmowę, otworzyłam
drzwi, oddałam telefon, wróciłam do siebie. Po raz drugi upadłam
na łóżko, zastanawiając się tym razem, co mnie podkusiło, żeby
się zgodzić. Złapałam za swój telefon.
"Jesteś
pewien, że dasz radę?" - napisałam i wysłałam na numer
Viggo. Wiem, że zanim zasnęłam na dobre, mama wołała mnie na
kolację, telefon dał znać o nowej wiadomości, przyszła Abby i
cmoknęła mnie w policzek. Później zadzwonił budzik.
Chciałam
wstać, ale dziwnym trafem upadłam na podłogę i rąbnęłam głową
o szafkę nocną.
Z
korytarza usłyszałam dobiegający śmiech brata i kogoś jeszcze,
ale...
-
O nie... - szepnęłam do siebie pod nosem.
Szybciej,
niż to robiłam w wojsku, otworzyłam szafę, wyjęłam ubrania i
wrzuciłam do małej łazieneczki, która była do dyspozycji tylko
z mojego pokoju. Wyciągnęłam z szuflady świeżą bieliznę i
biegiem pognałam do łazienki. W pośpiechu wzięłam prysznic,
ubrałam się, umyłam zęby i rozczesałam mokre włosy.
-
Ali! Zrób kawę! - krzyknęłam do brata, wyciągając ze swojej
skrytki pod łóżkiem opakowanie żelek.
Nawet
nie chciałam sprawdzać, czy jestem odpowiednio spakowana do szkoły
na dzisiejszy dzień. Po zapakowaniu łakoci, zaczęłam suszyć
włosy. Opuściłam swój pokój, kiedy uznałam, że są już
wystarczająco suche.
Przy
kontuarze od strony jadalni siedział Viggo i Elijah. Wyglądali na
nadmiernie wesołych, więc pierwsze co zrobiłam, to chwyciłam brata
za koszulę i groźnie na niego spojrzałam, oczekując wyjaśnień.
-
Tata w pracy, mama z Abby u lekarza - powiedział sztywno tak, jak to
robił w trakcie trwanie naszej służby.
Puściłam
go.
-
Gdzie moja kawa? - zapytałam, a Alistair od razu podał mi gorący
kubek.
-
Nie przywitasz się z nami? - odezwał się Elijah.
Zmierzyłam
ich obydwu wzrokiem i gdyby nie błagalny wyraz twarzy brata, byłabym
skłonna któregoś z nich uderzyć lub w najlepszym wypadku
wyrzucić z domu. Opanowałam się i przeszłam obok nich do salonu.
Położyłam torbę obok sofy, na której usiadłam. Pijąc kawę,
wyciągnęłam telefon, ale zanim odczytałam wczorajszego SMS-a,
upewniłam się, że na mnie nie patrzą
"Zobaczysz
rano" - po przeczytaniu tego krótkiego zdania, zachłysnęłam
się kawą i zaczęłam kaszleć.
-
Nic ci nie jest? - zapytał zmartwiony Viggo, zrywając się z
hokera.
Odchrząknęłam
jeszcze dla pewności, po czym odstawiłam kawę. Uznałam, że
wypadałoby się do niego pofatygować i zapytać, jaki ma plan. Tak
też zrobiłam.
-
Plan? Ha ha! - zaśmiał się. - Pij - wyciągnął do mnie rękę z
kubkiem, w którym była nalewka własnej roboty, którą znalazłam
na strychu zaraz po przeprowadzce i schowałam w swoim pokoju, co
oznaczało, że brat był w nim i wykradł mi ją!
-
Serio? To jest plan? Mam się napić? Poza tym, jak już mam pić,
to chciałabym coś poczuć. Tu jest tylko łyczek! - powiedziałam
urażonym tonem.
-
Elijah! Polej pani! - zawołał, nadstawiając kubek przyjacielowi.
Kiedy
naczynie było w połowie zapełnione, wypiłam zawartość, ale
nadal nie wiedziałam, jak to ma mi pomóc.
-
Aloma! - wrzasnął na mnie brat. - Czyś ty zdurniała?
-
Ej! To była moja nalewka!
-
Nalewka, jak nalewka, ale rozrobiłem to pół na pół ze
spirytusem! A wy też jesteście genialni! To moja siostra! - zaczął
się wściekać, a ja nagle poczułam silną falę ciepła
rozlewającą się po mnie od środka.
-
Ooo... - spuściłam z siebie powietrze. Patrzyłam na nich, nie
rozumiejąc ich słów. Zaczęłam szybciej mrugać oczami, jakby to
miało mi w jakiś cudowny sposób pomóc.
-
Chłopcy, spokojnie - powiedziałam łagodnym tonem. - Nie kłóćcie
się, weźcie swoje rzeczy i lepiej chodźmy już do szkoły.
Cała
trójka stanęła przede mną, patrząc, jak na coś nie z tej
ziemi. Czułam się dziwnie, będąc w centrum uwagi. Chyba zaczęłam
się chwiać. Bujałam się coraz bardziej. Moje starania, by stać
prosto, szły na marne. Któryś z nich zaprowadził mnie na kanapę,
gdzie siedziałam przez jakiś czas i oglądałam tańczące barwy na
ekranie telewizora.
***
-
Viggo! Prosiłem cię, żebyś nie kombinował! A ty miałeś go
pilnować! Na chwilę się oddaliłem, a wy już swoje! - Wyszedłem z
siebie i dałem się nadmiernie ponieść złości, ale nie mogłem...
Nie chciałem wiedzieć, że moja siostra wypiła sporą ilość
alkoholu na raz. A gdyby jej się coś stało?! To moja wina... Nie
powinienem jej z nimi zostawiać. Chociaż miałem nadzieję, że
zostanie w salonie...
-
Ooo... - wybełkotała Aloma. Stała niewiarygodnie stabilnie, jak na
kogoś, kto stracił kontrolę nad swoim ciałem i po prostu był
pijany. Próbowała coś powiedzieć, ale nie potrafiłem jej
zrozumieć. Za bardzo plątał jej się język. Patrzyliśmy na nią
we trójkę, czekając, co zrobi. Kiedy zrobiła dwa kroki w moją
stronę zachwiała się nagle i w ostatniej chwili złapał ją
Viggo.
Przyniosłem
jej trampki. Dostała je ode mnie na urodziny dwa lata temu i choć
ma mnóstwo innych nowych i ładniejszych butów, chodzi w tych
obdartusach. Założyłem jej buty i wcisnąłem klucze do kieszeni
spodni. Nie chciałem się spóźnić, więc musiałem ją zostawić.
Chciałem, żeby wszystko miała przy sobie, aby nie musiała nic
robić. Pewnie, gdy się przebudzi, będzie jeszcze rozkojarzona.
-
Viggo...
-
Lećcie! Zostanę z nią - powiedział, gładząc jej roztrzepane
włosy. Jego palce zatapiały się w rudej pierzynie, a ona wtulała
się głową w jego, niczym we własną poduszkę. Wiedziałem, że
mogę powierzyć swoją siostrę w jego ręce i będzie bezpieczna.
Pocałowałem ją w czoło i wyszedłem razem z Elijah.
Martwiłem
się. Pierwsza lekcja zbliżała się do końca, a ich jeszcze nie
było. Znając tego idiotę, wepchnąłby ją siłą do sali, jeżeli
by już przyszli. Nie mogłem się opanować. Nerwowo potrząsałem
długopisem i wpatrywałem się w zabrudzoną szybę okna po drugiej
stronie klasy.
-
Ali? Dobrze się czujesz? - zapytała Noomi. Spojrzałem na nią.
Zawsze kiedy patrzyłem na jej śliczną twarz, czułem się lepiej.
Tak samo było teraz. - Nie martw się o Alomę. Jestem pewna, że
czuje się już lepiej - powiedziała, obdarowując mnie swoim
pięknym uśmiechem.
-
Mam nadzieję...
Kijowy ten twój korektor, poduszeczko :P
OdpowiedzUsuń- Korektor ^^
Twój korektor ma dwie pary wzoków :D a `gdyż` i `iż` nie wyglądają obok siebie zbyt ładnie. Ale i tak jest lepiej niz mogloby byc, znajac Twoj talent ;p
OdpowiedzUsuńPoza tym nie lubię nie znać ciągu dalszego i w ogóle już czekam na następne posty. I jeszcze ciesze się, że napisałaś tym razem dluższą notkę :)
przepraszam, że dopiero teraz.
OdpowiedzUsuńNo pięknie! Upili ją, co za chamy! ;P
Ciekawe co oni tam robią, czekam na ciąg dalszy ;)
u mnie nowa notka jak coś ;)
UsuńNa Erze Krytyki nadeszła nowa Era!
OdpowiedzUsuńZwykła, przeciętna ocenialnia, powiadasz? Może z wyglądu, ale to przecież kamuflaż jest główną bronią rosyjskich szpiegów, z którymi Cuddly opija każdą przegraną i wygraną, a Imloth pogrywa od czasu do czasu w pokera.
Zapraszamy do naszego biura śledczego, gwarantujemy niepowtarzalną atmosferę, przyjacielską załogę (i Cuddly). Jako organizacja na poziomie, posiadamy własnego Sherlocka i niepowtarzalnego Watsona, prawdziwych profesjonalistów, kryjących się pod niewinnymi pseudonimami. Któż by podejrzewał, że taka Psia Gwiazda wspaniale zna się na gramatyce, a do tego pomoże ci zawsze i wszędzie? Prowadzimy Wielki Nabór, poszukujemy kogoś wyjątkowego - umiejącego zakamuflować się nawet w krzakach czy pod gazetą. Nieważne, czy jesteś po ciemnej czy jasnej stronie Mocy. Może to właśnie ty do nas dołączysz i odnajdziesz swe miejsce w szeregach tajnej agencji?