sobota, 28 lipca 2012

Po przekroczeniu progu





     - Ej! Aloma, zwolnij! Do szkoły nie jest tak daleko, jak ci się wydaje, a my mamy jeszcze sporo czasu. Na pewno zdążymy.
     Westchnęłam ciężko. Mój brat był bystry, ale czasami brakowało mu taktu... albo specjalnie zachowuje się jak idiota, żeby zdenerwować mamę. zazwyczaj jest to zabawne, ale są też sytuacje takie, jak ta przy śniadaniu, gdy porusza drażliwy temat, który jest rodzinnym tabu.
     - Tylko mi nie mów, że nie będziesz się do mnie teraz odzywać. Siostra! trzeba opracować strategię! - zawołał, przesadnie przy tum gestykulując.
     Zatrzymałam się i zaczęłam się śmiać, Ali stanął obok mnie, po chwili oboje śmieliśmy się jakiś czas, a gdy się uspokoiłam, przybiliśmy sobie piątkę na znak porozumienia.
     - To jakie masz pomysły braciszku? - zapytałam idąc dalej.
     - Myślę... Wczoraj rozmawiałem z Crispinem; jest przewodniczącym. Pomógł mi się rozeznać w terenie, dlatego uważam, że powinnaś się do niego zgłosić. Rano przesiaduje w pomieszczeniu szkolnego radia, więc tam na pewno go znajdziesz.
     - Zaraz, zaraz... Chcesz mi powiedzieć, że wczoraj wymknąłeś się z domu, żeby poznać ludzi ze szkoły i mi o tym nie powiedziałeś? No wiesz co? Jak mogłeś?!
     Wzruszył ramionami, uśmiechając się szeroko. Miałam ochotę zedrzeć mu ten uśmieszek. Uderzyłam go w ramię i przyspieszyłam kroku. Droga tak szybko minęła, że nawet nie zauważyłam, iż jesteśmy już na terenie szkoły. Weszłam do budynku, zostawiając brata na zewnątrz. Nie miałam pojęcia dokąd mam iść. Hol był ogromny. Po prawej i po lewej stronie znajdowały się już pierwsze korytarze, dalej na prawej, bocznej ścianie wisiały tablice z różnymi ogłoszeniami i plakatami. Następnie dało się dostrzec sporą ilość metalowych szafek i kolejne boczne korytarze. Ściany były w białym kolorze, ozdobione drewnianymi panelami, które nadawały wnętrzu osobliwego uroku.
     - Ty musisz być Aloma, siostra Alistiara. Mam rację? - usłyszałam męski głos, dobiegający zza moich pleców. Obróciłam się, a moje rozpuszczone włosy zatańczyły w powietrzu.
     Stał przede mną wysoki blondyn z niebieskimi oczyma i przyjaznym uśmiechem. Trzymał w ręku gruby zeszyt, a z kieszeni jego koszuli wystawał niebieski długopis. Po jego urzędniczym wyglądzie domyśliłam się, że to on jest tym przewodniczącym, o którym mówił mi brat. Przyjrzałam mu się dokładniej i zauważyłam, że w lewej ręce trzyma pęk kluczy, które przewraca nerwowo palcami. Była do nich przyczepiona plakietka z jakimś napisem, więc uznałam, że pewnie idzie do pomieszczenia radiowego, albo z niego wraca.
     - Tak, a ty masz na imię Crispin, prawda? Alistiar mówił mi o tobie.
     - Piękna i bystra! Potrzeba nam tu więcej takich dziewczyn. - Uśmiechnął się do mnie puszczając oczko. - Z wielką chęcią oprowadziłbym cie po szkole tak, jak wczoraj twojego brata, ale niestety mam teraz dużo roboty. Pozwolisz, że zaprowadzę cie do Annelise? To naprawdę bardzo życzliwa osóbka, która pomoże ci natek bardziej niż ja.
     Pokiwałam głową i poszłam za blondynem, który zgiął rękę w łokciu, by bardziej skoncentrować się na zabawie kluczami. Szliśmy korytarzem mijając klasy od numeru 51 do 73, gdzie stała niska dziewczyna z włosami w odcieniu błękitu, któremu bliżej było do bieli. Gdy podszedł do niej Crispin, odwróciła się do mnie i spojrzała na mnie oczami równie błękitnymi jak jej włosy. Wysłuchała chłopaka, a kiedy od odszedł i powędrował w swoją stronę, podeszła do mnie energicznie, witając się. jej głos był delikatny, piękny niczym świegot małego ptaszka o poranku.
     - Jestem Annelise. Słyszałam, że masz brata bliźniaka. To musi być super sprawa! Chciałabym mieć rodzeństwo tak, jak ty.
     W szkole zawsze powtarzali, że każdy z naszej rasy ma swoją aurę i żeby zobaczyć ją u innych trzeba nie lada wysiłku oraz koncentracji, ale ona... Jej aura była niemalże na wyciągnięcie ręki. Zupełnie jakbym przy każdym oddechu mogła poczuć jej zapach (o ile aury mają jakąś woń).
     - Muszę przyznać, że rodzeństwo jest bardzo... Jak ty to nazwałaś? "super sprawą". Nie wiem, czy Crispin mówił ci jak mam na imię...
     - Tak, tak! Aloma! Śliczne imię! - zawołała ze szczerym entuzjazmem. - Musisz poznać kilka osób. Idziemy? Mamy jeszcze trochę czasu.
     Pokiwałam głową, a ona od razu chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła za sobą przez korytarz w stronę holu. Na końcu tego korytarza skręciłyśmy w lewo, a gdy minęłyśmy szafki i tablice ogłoszeniowe, skręciłyśmy w korytarz po naszej prawej. Zatrzymałyśmy się prze sali z numerem 32. Właściwie to ja się zatrzymałam, a Annelise przytuliła chłopaka z rudą czupryną, brązowymi oczami, ubranego w czarne spodnie i niebieską koszulę, która (co mnie zdziwiło) idealnie współgrała z kolorem jego włosów.

niedziela, 22 lipca 2012

Rodzinne śniadanie


     Nowy dom, nowa szkoła, nowi ludzie i szansa na lepsze życie. Cóż... chciałabym, żeby to ostatnie okazało się prawdą. Niestety mam pewne wątpliwości. Może i jestem nadmierną pesymistką, ale nic na to teraz nie poradzę. Może niedługo się to zmieni? W tej chwili niczego nie mogłam być pewna. No, oprócz tego, że powinnam zejść na śniadanie i wyjść z domu, jak najszybciej, jeśli nie chciałam się spóźnić już na pierwszą lekcję w nowej szkole. Zebrałam w sobie siły, odetchnęłam głęboko. Gdy weszłam do jadalni, przy stole siedziała moja młodsza siostra. Jadła ciastko w polewie czekoladowej i tak, jak większość małych dzieci calutką buzię umazała sobie słodką przekąską. Wzięłam ścierkę, którą zwilżyłam pod kranem i wytarłam jej śliczną buźkę, siadając obok niej. Na stole jak zawsze, było ustawione jedzenie. Mama odkąd pamiętam przygotowywała nam śniadania zanim wstaliśmy, żebyśmy zaraz po obudzeniu  mogli sobie wybrać, co będziemy jeść. Nałożyłam na swój talerz przekrojoną bułkę. po posmarowaniu jej masłem, chwyciłam za dżem wiśniowy i skończyłam robić swoje kanapki.
     Tata był już w pracy, a mama, jak to mama krzątała się po domu, dbając o porządek. Codziennie siedziała z małą w domu, gdyż uważała, że Abby jest zbyt mała, by siedziała z nią jakaś niania. Oprócz siostry mam brata, ale nie takiego zwykłego brata! Jesteśmy bliźniakami i mam wrażenie, że dzięki temu świetnie się rozumiemy. Dość często sobie dokuczamy, ale taka już jest natura większości rodzeństw. Mój brat ma na imię Alistiar. Sama często się zastanawiam, dlaczego nasi rodzice każdemu z nas, nadali imię zaczynające się literą "a". Pytałam ich o to dziesiątki razy, ale zawsze odpowiadali, że to przypadkowe zrządzenie losu i po prostu  spodobały im się te imiona w danej chwili.
     - Cześć siostra! Jak samopoczucie? - zapytał Alistiar, wchodząc do jadalni przez kuchnię.
     Oboje mieliśmy jasnozielone oczy i rude włosy, z tym, że moje były znacznie dłuższe. Brat był ode mnie wyższy o całe dziesięć centymetrów. I dobrze! Nie chciałabym mieć niskiego brata. Babcia zawsze powtarzała, że prawdziwy mężczyzna zaczyna się od metra osiemdziesięciu, a to co poniżej to nic nie warte gnojki. Wracając do Alistiara, był dobrze zbudowany i podobał się większości dziewczyn, ponadto potrafił z nimi rozmawiać. Jeśli tylko chciał, był w stanie oczarować i uwieść każdą dziewczynę jaką do tej pory poznałam.
     - Samopoczucie dobrze... - bąknęłam, znów wycierając buźkę Abby.
     Brat zaśmiał się i w tym samym momencie dołączyła do nas mama. Jednak nie weszła do jadalni. Została w kuchni i otworzyła lodówkę. Wyciągnęła ze środka pokrojoną w plasterki cytrynę i postawiła talerzyk na kuchennym kontuarze.
     - Komu herbaty? - zapytała z szerokim uśmiechem.
     - Ja poproszę, ale bez cytryny - wybełkotał Alistiar z gębą pełną kawałka mojej kanapki, którą zabrał, przechodząc obok mnie.
     Wywróciłam oczami, wstając od stołu. Podniosłam swój talerz, by zanieść go do kuchni i obmyć z okruszków oraz dżemu.
     - Nie mam ochoty na herbatę - odpowiedziałam w stronę mamy, która stała z czajnikiem nad kubkami i zastanawiała się ile z nich powinna zalać. - A co do ciebie braciszku, to może zrobić ci jeszcze jedną kanapkę? - zapytałam złośliwym tonem.
     - A nie, dziękuję. Poradzę już sobie. Swoją drogą, to dobry ten dżem. - Uśmiechnął się do mnie, żebym już się na niego nie złościła. - Mamo, powiedz mi, dlaczego mamy znów iść do szkoły, skoro naukę zakończyliśmy ponad rok temu i jesteśmy już po rocznej służbie?
     Mama odwróciła się gwałtownie, rozlewając wrzątek na blat i podłogę. Spojrzała na mojego brata z przerażeniem. Odstawiła czajnik i podeszła do kontuaru. Odsunęła talerzyk z cytryną i oparła się na rękach, by zmniejszyć odległość między nią a Alistiarem.
     - Tłumaczyłam ci już! Byliście częśćią eksperymentu rządowego, ale z jakiegoś powodu, zaprzestano finansowania tego przedsięwzięcia i musicie chodzić do szkoły jak wasi rówieśnicy.
     - Czyli mam rozumieć, że mam się zachowywać tak, jakbym był na tym samym poziomie? - zadał kolejne pytanie.
     - Tak, bracie! - wtrąciłam się do ich dyskusji.  - Będziemy chodzić do szkoły i zachowywać się, jak normalni nastolatkowie w naszym wieku, z naszego gatunku. To, co działo się w ciągu ostatnich dwóch lat musimy uznać za coś, co się nigdy nie wydarzyło. A teraz bierz swój plecak i idziemy do szkoły!
     Wyszłam z kuchni, kierując się w stronę przedpokoju, gdzie założyłam buty. Gdy zarzuciłam torbę na ramię, dołączył do mnie brat. Wcisnął na stopy swoje najki i wyprostował się przede mną z tym swoim zadziornym uśmiechem. Rzucił na do widzenia "papa rodzinko", otworzył drzwi i wyszedł poganiając mnie gestem ręki.
     - Cześć mamo! Kocham cię Abby! - krzyknęłam wychodząc. Zamknęłam drzwi za sobą i minęłam brata bez słowa.

piątek, 20 lipca 2012

Kilka informacji na dobry początek

Witam wszystkich serdecznie!
Zdaję sobie sprawę, że pisanie opowiadań na blogach jest już tak popularne, że stworzenie czegoś tak dobrego, co by się ludziom spodobało, nie jest takie proste! Pomimo tego faktu, chciałabym spróbować swoich sił na bloggerze. Wydaje mi się, że mój nowy pomysł na opowiadanie jest dobry. Nie chcę się chwalić, ale jeśli sama sobie nie powiem, że pomysł jest w porządku, to nie dowiem się co inni o tym sądzą, bo będę go chować i trzymać z dala od światła dziennego i osób oceniających w sposób obiektywny. Dlatego liczę na czytelników, którzy jakimś trafem przeczytają to, co stworzę.


Teraz kilka słów wstępu do opowiadania.
Historia ma miejsce w roku 2156. Stany Zjednoczone toczą wojnę z resztą świata. Mają do dyspozycji oddziały wojskowe składające się z rasy nadludzi wyjątkowo silnych, zwinnych, odpornych na ból, a czasem nawet z niezwykłymi zdolnościami.
Główną bohaterką jest nastoletnia dziewczyna, która ma brata bliźniaka i dwuletnią siostrzyczkę. Razem z bratem byli zaangażowani do tajnego eksperymentu, który nagle został zakończony i nawet oni nie wiedzą, czego to dotyczyło. Po zakończonej edukacji i rocznej służbie w wojsku, muszą powtórzyć ostatni rok szkolny, by rozpocząć karierę zawodową, jak wszyscy "normalnie nadprzyrodzeni".
Z powodu śmierci babci Alomy (głównej bohaterki), rodzina przeprowadza się z San Diego do Bella Chasse w stanie Luizjana. Zamieszkują w domu odziedziczonym po zmarłej kobiecie i rozpoczynają "normalne" życie.
Aloma wraz z bratem, Alistiarem, starają na nowo drożyć się z szkolne życie, jednak sprawa jest o tyle trudniejsza, że ta szkoła zupełnie różni się od ich poprzedniej. Wymogi są dużo niższe, do czego dziewczyna nie może się przyzwyczaić. Szybko jednak zdobywa nowych znajomych i z ich pomocom wkracza na właściwe tory. Nie zawsze postępuje w naturalny dla jej rówieśniczek sposób, co czasami potrafi to zatuszować.


Mam nadzieję, że pomysł i ogólny zarys opowiadania się Wam spodobał. W najbliższym czasie zapraszam na pierwszy fragment opowiadania
Pozdrawiam :-)